Obawiam się, że to, że seans szybko mija (faktycznie, też miałem takie odczucie) może okazać się największą zaletą tej produkcji. No i piosenki Andrew Lloyd Webbera, jeśli ktoś lubi taką muzykę.

Bardziej to przypominało wideorejestrację jakiejś rewii na lodzie niż film. Dla mnie bliżej klapy niż dobrej produkcji, ale niech każdy sobie wyrabia własne zdanie.

Zarzut, że w "Kotach" są piosenki i muzyka A.L.Webbera... ja pierd..., O czym świadczy ten komentarz? O poziomie komentującego, niczym innym. (Webber jest współtwórcą tego najdłużej granego na scenie musicalu, taki komentarz gotuje krew w żyłach fanów Webbera, wiesz, jaką jeszcze muzykę i do jakich musicalu napisał? Nie, to zamilcz czlowieku....) Po pierwsze nie piosenki (teksty) a tylko muzyka jest Webbera. Co znaczy: "jeśli ktoś lubi taką muzykę"? Idąc na Koty spodziewałeś się filmu gangsterskiego? Science-fiction? Westernu? Jeśli ktoś nie lubi musicalu, i nie ma pojęcia minimalnego czym są "Koty" niech faktycznie zostanie w domu.

A Ty czytać ze zrozumieniem umiesz, czy nie? :-O Przecież napisałem, że to akurat jest zaleta, więc skąd sobie niby uroiłeś "zarzut"?!

Zanim zaczniesz bulgotać, przeczytaj ze dwa razy, żeby się upewnić co komentujesz.

oslo: Nie mieści Ci się w głowie, że można bardzo dobrze wiedzieć, co to są "Koty", być fanem musicali, a nawet fanem tego konkretnego musicalu, a jednocześnie uważać, że ten film jest bardzo nieudany (co zresztą nie jest jednostkową sytuacją w tym przypadku)? WTF w ogóle...

Gdy ktoś nie potrafi czytać może niech też lepiej zostanie w domu.

Kiedy jesteś tak pewien swojej intelektualnej wyższości i doskonałości że przysłania ci to logiczne myślenie i żeby pokazać swoją wyższość odpowiadasz na komentarz, którego nie chciało ci się nawet przeczytać ze zrozumieniem. I to komentarz który ma ledwo cztery zdania - wow, wyrazy uznania. "ja pierd..., O czym świadczy ten komentarz? O poziomie komentującego, niczym innym." - w rzeczy samej.

To naprawdę trwało 2h?! O kurcze! Nie powiedziałbym...

Obejrzałem sobie wersje z 1988.... generalnie obie wersje są ok i się ogląda. Wersja sceniczna kontra filmowa - hmmm - każda ma swój klimat, aczkolwiek inny, w zależności czy ktoś lubi tylko kino czy jednak woli pójść sobie do teatru muzycznego i że tak powiem być bliżej. Fabuła, w obu wersjach szczątkowa i może jak ktoś napisał w recenzjach długi clip z mtv, ale ponieważ nie znam oryginału to nie wiem jak to powinno być. Wg mnie mimo wszystko odrobinę lepiej wypada wersja nowsza. Muzyka, muzyka, muzyka - inni wokaliści, troszkę inne aranże, w jednej i drugiej wersji któryś utwór mnie osobiście troszkę lepiej przypadł do gustu. Dla fanów musicali do obejrzenia i do swojego ocenienia. Dla mnie obie wersje na +

Jak nic polecam oryginał, któremu ten film może buty polerować.